Nie każdy powód jest dobry?

Ostatni plener rozpoczęliśmy z rekordowym opóźnieniem. Trzygodzinnym. Pomimo późnej pory, najważniejsza rozmowa pierwszego dnia imprezy trwała aż półtorej godziny.

Rozmawialiśmy o podróżnych motywacjach. I wszystko nagrywaliśmy. W panelu udział wzięli: Zuza Kubiak, Joanna Mostowska, Jagoda Pietrzak, Olga Ślepowrońska, Ula Ziober, Paweł Cywiński, Grzegorz Gawlik, Zdzich Rabenda oraz Szczepan Żurek – dyskusję przygotowała i prowadziła Marzena Badziak, z silną pomocą Piotra Tomzy i Janka Piętki, który robił zdjęcia…

dsc_5365-janek_pietekZapis dźwiękowy spotkania (12/08/2016) znajduje się na końcu wpisu, a tak oto rozmowę relacjonuje Marzena Badziak:


Po co w ogóle podróżujemy? Rozmowa o motywacjach.

Co ludzi pcha do podróży? Jakie przyświecają nam cele? Czego szukamy wyruszając w drogę? Wreszcie — czy każdy powód jest dobry? W czasie piątej edycji Pleneru Podróżniczego w Boruszynie na warsztat wzięliśmy temat motywacji. Podczas dyskusji otwierającej, dziewięciu prelegentów zastanawiało się, po co to robimy i jakie sensu nadajemy naszemu podróżowaniu. Czy wybrzmiewają w nas nuty tych samych motywacji, które pchały do przodu Kazimierza Nowaka?

Przygotowując się do tej rozmowy, wypisałam na kartce kilkanaście, kilkadziesiąt możliwych motywacji, które pchają ludzi do podróży. Każdy z was podróżuje w inny sposób. To ocean różnorodnych motywacji i sposobów przeżywania podróży. Damy radę dojść dzisiaj do jakichś wniosków?

Jagoda Pietrzak: Uważam, że jesteśmy szczęściarzami, bo w ogóle możemy mieć taką dyskusję, w ogóle mamy takie rozterki.

Spróbujmy zacząć chronologicznie. Co w ogóle dają nam podróże?

Zdzich Rabenda: Zacząłem zajmować się podróżami zawodowo. Dzięki temu mogłem robić to, co lubię i nie musieć spędzać 8 godzin na etacie, marząc o 14 dniach urlopu wyszarpanych od szefa. Pojawiła się możliwość, zdecydowałem się i nie żałuję. Ważne by znaleźć złoty środek.

Ula Ziober: Nie jestem etatowym podróżnikiem, choć jest ich coraz więcej. To ludzie, którzy żyją z tego, że podróżują. Ale to nie jest coś w czym ja się odnajduję, choć przez chwilę myślałam, że jest to jakiś pomysł na życie również dla mnie. Podróż to też dla mnie nauka, myślę, że każda z nich mnie rozwija.

Dla kogo to robimy? Dla siebie czy dla innych?

Ula: Ważne dla mnie jest, by zacząć dawać coś od siebie. Mam wrażenie, że podróżnicy często robią to wszystko dla siebie i ewentualnie dla swoich przyszłych słuchaczy, a ci, których spotykają w podróży, nie dostają nic w zamian. Tymczasem ci ludzie często bardzo dużo nam dają. Wchodzimy w czyjeś życie, ktoś nad gości, pomaga, daje jedzenie, nocleg. Potem o tym opowiadamy obcym ludziom. W pewnym momencie uznałam, że to jest nie fair, zrozumiałam to w trakcie Rowerowego Jamboree, kiedy spotkało mnie bardzo wiele dobrego. Postanowiłam, że nadszedł jest czas, gdy trzeba się odwdzięczyć. Dlatego powstał Rowerowy Dom Kultury, by dawać coś od siebie. Mam nadzieję, że to będzie mój sposób na podróżowanie.

Te motywacje zmieniają się w czasie, tak jak zmieniamy się i my.

Ula: Dorosłam do podróżowania i do tego, że chcę podróżować nie tylko dla siebie, ale dawać też coś od siebie.

Często można usłyszeć takie hasło: “podróżuję, by lepiej poznać świat, bo interesują mnie inne kultury” Czy jednak faktycznie ludzie to z tych podróży wynoszą? Jak to jest z tą wartością poznawczą?

Jagoda: Ja mogę to obserwować z perspektywy portalu Peron 4. Mamy dużo kontaktu z ludźmi podróżującymi w różny sposób i z różnym podejściem. Dostajemy teksty, które staramy się redagować, ale dokonujemy też selekcji. Niestety dostajemy sporo takich, które mówią tylko i wyłącznie o autorze, a nie dowiadujemy się nic o miejscu. Okazuje się, że nie każdy potrafi o tej podróży opowiedzieć. Wynika to nie tylko z personalnych pobudek, ale z takiej maniery narracji, z chęci pochwalenia się. To nie są złe intencje, ale brak umiejętności pokazania się. Ale są i inne przypadki, na przykład ktoś wyjeżdża by spełniać marzenia i oczekuje bezwzględnej gloryfikacji, czego staramy się nie czynić.

dsc_5463-janek_pietekBardzo trudno jest być Kolumbem czy Marco Polo w XXI wieku. Ludzie chcą być wyjątkowi. To całkiem naturalna potrzeba. I sam Nowak miał bardzo silne poczucie, że robi coś, co jest niezwykłe, nieszablonowe. Podkreślał swoją wyższość względem turystów, że  nie jest “prowadzony przez przewodników jak pokojowy piesek przez swoją panią”. Dziś jego podróż moglibyśmy nazwać “niekomercyjną”, “poza utartym szlakiem”. Jak radzą sobie osoby o duszy odkrywcy w czasach, gdy nie ma już czego odkrywać?

Paweł Cywiński: Operujemy pewnymi kliszami. One wytworzyły się dawno temu, w czasach starożytnych, a już zwłaszcza w czasach kolonialnych, czasach wielkich podróżników, z których wiele materiałów przetrwało i na ich tekstach mogliśmy się potem wychowywać. Niewątpliwie jak porównujemy turystyczne opisy świata, to klisze przygody czy odkrywania kodują się w naszej turystycznej wyobraźni i potem wychodzą w sposobie podróżowania. Może gdybyśmy byli wychowywani w antropologicznym opisie świata, który zaistniał od lat 70. XX wieku, być może byśmy ten świat odbierali inaczej, i inaczej po nim podróżowali. Tymczasem ten język, na którym się wychowaliśmy, on nam pachnie przygodą.

I to cały czas w nas drzemie. Czy trudno się przyznać głośno do takiej motywacji?

Ula: Myślę, że każdy marzy o tym, by być podróżnikiem, który odkrywa, a tymczasem dziś jest to o wiele trudniejsze. Niestety to idzie w złą stronę, przeradza w niezdrową rywalizację. Skoro byli już ci, co przejechali trasę samochodem, rowerem, to teraz trzeba ją przejechać na hulajnodze a potem przeskakać na jednej nodze. Celem staje się oryginalność, a sama droga przestaje mieć znaczenie.

Jagoda: Tego typu dyskusja w środowisku podróżniczym toczy się już od jakiegoś czasu. Czasem warto robić coś po raz pierwszy, jeśli to faktycznie wnosi jakąś wartość. Ale niedobrze jest, gdy wytwarza się niezdrowa rywalizacja.

Czy opublikowałabyś dziesiątą relację z okrążenia islandii rowerem?

Jagoda: Jeśli byłoby tam coś ciekawego, to tak. I właśnie o to chodzi. Często jedyna informacja, którą dostajemy jako redakcja, to: anglojęzyczna nazwa wyprawy, liczba miesięcy, liczba kilometrów, wcześniejsze dokonania, dziesięć tysięcy linków, liczba lajków na Facebooku, i czego im trzeba w zbiórce na Polakpotrafi.pl. Natomiast ja naprawdę nie wiem, kim ci ludzie są, co robią, i po co w ogóle jadą.

Grzegorz Gawlik: Abym był w tym miejscu, w którym jestem, potrzebowałem dwudziestu lat. Na początku chodziło o własną satysfakcję, wejście na wierzchołek, o dotarcie do jakiegoś miejsca. Uważałem, że poza moim zasięgiem jest zrobić coś więcej. Ale wraz z nabieraniem doświadczenia, umiejętności, wiedzy, pewności siebie, zaczynało do mnie docierać, że mogę więcej. Przypadkiem okazało się, że faktycznie wulkany są słabo zbadanym terenem, że na wielu nie tylko nie było Polaka, ale nie było w ogóle człowieka. Że jest wciąż wiele do zbadania. Więc jednak są te białe plamy, tylko coraz trudniej je znaleźć. Łatwo jest powielać dzisiaj pewne schematy, ktoś pieszo, ktoś rowerem, ktoś wózkiem sklepowym, ale jak się poszuka, to można znaleźć. Wymaga to jednak mnóstwa pracy.

Joanna Mostowska: Dla mnie podróżowanie jest bez sensu (śmiech).

Możesz tak mówić, bo podróże przychodzą do ciebie, do twojej kawiarni. Możesz siedzieć i słuchać.

Joanna: Tak, oczywiście żartuję. W dobie, kiedy prawie wszystko zostało odkryte…

Grzegorz: Żałuję, że urodziłem się pod koniec XX wieku a nie 500-600 lat temu, wtedy było tak wiele fajnych rzeczy do zrobienia. Choćby góry — moi koledzy himalaiści zrobili większość pracy zanim się urodziłem.

Nie można zrobić czegoś po raz pierwszy, więc trzeba się z tym pogodzić?

Joanna Takie gadanie, że 500 lat temu mogłabym wszystko odkryć, jest bez sensu. Pewnie bym niczego nie odkryła, bo wtedy siedziałabym w wiejskiej chacie niańcząc ośmioro dzieci. Ale poza tymi zewnętrznymi motywacjami, ważna jest wewnętrzna, bo nie wierzę, że ktoś wchodzi na wulkany, chodzi po pustyniach czy tak jak ja po Spitsbergenie, i nie lubi tego. Trzeba być też trochę szajbusem.

Wiele osób myśląc o podróżach, traktuje je jako produkt marketingowy. Relatywnie małe akcje można ubrać w wielki projekt z telewizją, z wielkim budżetem.

Grzegorz: Czasem szybciej jest po prostu zarobić pieniądze w inny sposób, niż szukać sponsorów. Jeśli ktoś kocha to, co robi, i w pewnym momencie pojawia się marketing, pieniądze, sponsorzy, to super. Ale dziś coraz częściej jest tak, że ludzie zaczynają swoją działalność podróżniczą z od razu przygotowaną profesjonalnie od strony marketingowej. Czasami są to bardzo dziwne projekty. Nie zawsze one sobą coś wnoszą, nie ma w nich wartości poza fajnym show.

A jak w przypadku Rowerowego Domu Kultury wyglądała ta otoczka medialna?

Ula: Dla mnie to było trudne, bo to był pierwszy wyjazd, który roboczo nazwałyśmy projektem. Zaangażowanych było więcej osób, chciałyśmy zbudować wokół tego jakąś społeczność. My również zbierałyśmy środki na Polakpotrafi.pl. Pojawiły się pieniądze ale i obowiązki. I okazało się, że w czasie podróży ludzie oczekują, że wrzucimy na przykład informację na Facebooka. Czułam, że jesteśmy do tego zobowiązane.

Joanna: Jeśli człowiek chce spełniać marzenia, i jest w stanie zrobić to z własnego budżetu, to nie jest moralne, żeby zbierał kasę od sponsorów. My miałyśmy na Spitsbergen partnerów, ale nikt gotówki ani sprzętu nam nie dał.”

Zdobycie Korony Warszawy, WigRak to były fajne medialne akcje. W jaki sposób zabawiliście się tym mechanizmem medialnej hecy?

Szczepan Żurek: Po co to zrobiliśmy? Otóż zrobiliśmy to dla fejmu, dla sławy, by zaistnieć, by zrobić coś śmiesznego. Później to się wymknęło z naszej kontroli. Staliśmy się na tych kilka tygodni sławni, co skrzętnie wykorzystaliśmy by zebrać pieniądze na fundację Rak’n’Roll. Ale początkowo nie było tej motywacji charytatywnej, był żart i fejm.

Zrobiliście to dla hajsu i sławy?

Szczepan: Kiedyś w dyskusji z Pawłem Cywińskim doszliśmy do tego, że są tylko trzy motywatory, które są w stanie ludzi skłonić do tego, by tracić pieniądze, zdrowie czy czas na podróże. I to są: sława, pieniądze i władza. Wiem, że wielu z was tutaj się nie zgodzi, ale pomyślcie, podróżnicy po to jeżdżą, by zarabiać  pieniądze, albo by zostać sławnym, albo dla władzy. I ta władza przejawia się bardzo różnych aspektach.

Jagoda: Czy byłeś kiedyś na wczasach?

Szczepan: A czy na wczasach jesteś podróżnikiem? Wtedy jesteś wczasowiczem.

To po co się jeździ na wczasy?

Szczepan: Żeby odpocząć. Ale w podróż nie jedzie się po to, żeby odpocząć.

Paweł: Chcę zwrócić uwagę na to, co kreuje naszą podróżniczą motywację, czyli dlaczego chcemy jechać na Malediwy a nie do Płocka. Nasze motywacje bardzo mocno są kreowane z zewnątrz, rzadko zdajemy sobie z tego sprawę. A my, tutaj zgromadzeni w Boruszynie, dodatkowo kreujemy cudze motywacje. Jesteśmy narratorami turystycznej wyobraźni poprzez to, co opisujemy, jak opisujemy. Warto zdać sobie sprawę, jak to jest szalenie odpowiedzialne zajęcie.

Zdzich: Jest jedna rzecz, która mi przeszkadza, odkąd zacząłem w pewnym stopniu utrzymywać się z opowiadania o świecie. Czasami widzę przepiękny malowniczy obrazek, zakochuję się rozpływam się w tym widoku, i wtedy pojawia się myśl: no, warto zrobić zdjęcie, będzie do prezentacji. Czasami człowiek sam sobie zabiera czystą przyjemność tego, po co jedzie jedzie, tego, żeby doświadczać, a nie od razu dzielić się tym doświadczeniem. My w pewnym momencie zgubiliśmy aparat i straciliśmy zdjęcia z wyjazdu. Napisałem wtedy posta pełen nadziei, a tu okazuje się, że telewizja jedna, druga, cały Szczecin, całe województwo zachodniopomorskie szuka naszego aparatu. To kwestia fejmu, który wyszedł jako skutek uboczny. Nigdy bym się tego nie spodziewał. Gdzieś tam głęboko w sercu to łechce nasze ego. Ale wypieramy to ze swojej świadomości.

Trudno się do tego przyznać?

Olga Ślepowrońska: W Jordanii pracowałam z uchodźcami. Dostawałam wtedy dużo entuzjastycznych komentarzy, i w pewnym momencie zauważyłam, że zaczęło mnie to uzależniać: ile mam lajków, ile osób się zachwyca. To było dla mnie niepokojące. Naszła mnie myśl, żeby zawiesić bloga.

A motyw ucieczki? Widzę, że wasze głowy się kiwają. Ja sama jestem przykładem tego schematu: “pracownicy korporacji rzucili wszystko i wyjechali”. Przed czym ludzie uciekają?

Olga: Przed codziennością. Jestem młodą mamą i na pewno bardzo mnie to kręci, że zmieniamy miejsce, jest wciąż codzienność przy dziecku, ale zmieniają się okoliczności i to bardzo ubarwia mi życie.

Ula: W moim przypadku to była kiedyś taka ucieczka przed zwyczajnością. Tam gdzie nas nie ma, zycie jest ciekawsze. Kiedyś wydawało mi się, że wszystko to, co daleko,co  egzotyczne, jest ciekawe, a to co jest blisko, zupełnie mnie nie interesowało. I tutaj też zmieniłam się przez parę ostatnich lat, zdecydowałam się na podróż po Polsce. Okazało się, że ta Polska ma wiele do zaoferowania.

Olga: A jak z każdym uzależnieniem wtedy trzeba więcej i więcej…

Zuza Kubiak: Dla mnie podróż to jest ucieczka przed tym, co mówią w domu: po co to robisz? Przecież nie dasz rady, dostaniesz ataku astmy, przecież przez całe życie niczego takiego nie robiłaś. To nie była pierwsza taka wyprawa i za każdym razem to dla mnie ogromne przeżycie wewnątrz i pokazanie rodzicom, znajomym, że ja też mogę, że dam radę, że nie trzeba mieć nie wiadomo jakiej kondycji i zdrowia. Że po prostu można.

Również Nowak uciekał przed żoną i dwójką dzieci, przed życiową sytuacją, w której się znajdował. To wynika jasno z jego tekstów i listów. Uciekanie przed problemami, myślenie, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma to bardzo częsta motywacja.

Zdzich: Jest jeszcze ucieczka przed światem walącym się na głowę. Są ludzie, którzy mieli ciężkie przeżycia, dla niektórych to może być walka z nałogiem, dla innych zakręt życiowy.

Można też zrobić inaczej, na przykład tak ułożyć sobie życie prywatne czy zawodowe, by nie trzeba było uciekać, by co jakiś czas nie nachodziła potrzeba, by rzucić to wszystko.

Jagoda: Taka ciągła ucieczka wydaje mi się strasznie męcząca. Wydawało mi się, że logicznej jest robić to, co się lubi lub co jest dla mnie istotne, a jednocześnie by w tych wyborach nie zapominać o swoich pasjach. Dla mnie to była kwestia nie wyboru podróży, tylko wyboru pracy. Postanowiłam, że nie będę szukać pracy tylko pod kątem pieniędzy i w końcu znalazłam pracę, która jest ciekawa i pozwala mi podróżować, mieszkać w różnych miejscach. Ale to był mój świadomy wybór. Jednocześnie też podróżuję, ale wówczas to są wyjazdy, które nazwałabym wczasami.

A czy macie też taką potrzebę ucieczki od cywilizacji na łono natury? Wyłączenie się, bycie przez chwilę poza zasięgiem, bycie sam na sam z przyrodą?

Grzegorz: Moje podróże to nie jest żadna ucieczka czy odskocznia, to jest mój pomysł na życie, pasja, którą chcę rozwijać, rozszerzać, Ja na moich wulkanach nie mam żadnego zasięgu, łączności. Kiedyś nie było mnie stać na telefon satelitarny, a dzisiaj, choć mogę sobie na to pozwolić, to i tak go nie zabieram. Utrudniłem to sobie: chcę być zależny tylko od siebie, jak sobie złamię nogę, zemdleję, to trudno. To tak niesamowicie wyostrza zmysły, mam poczucie takiego władztwa nad swoim życiem, że jak się uda, to będzie moja zasługa, a jak zawalę, to będzie tylko moja wina. Nie będę mógł powiedzieć, że to ktoś spowodował. Ja się czuję fantastycznie w takim życiu, miesiące spędzone samotnie na wulkanach sprawiły, że ja się tam dobrze czuję sam ze sobą. Mogę całymi tygodniami nie widzieć człowieka i jest mi fantastycznie.

Joanna: Mieszkam w mieście i zdecydowanie brakuje mi życia w przyrodzie i takiego odcięcia się od telefonów, od ludzi.

Czy celowo wybierasz takie miejsca, które są wyzwaniem? W których czujesz potęgę przyrody?

Joanna: Ja chcę sobie utrudniać, wtedy jest zabawa. Dodatkowo ten marsz pełni rolę odpoczynku psychicznego. Idzie się krok za krokiem, jest straszna nuda, nie ma żadnych roślin, zwierząt, tylko śnieg i śnieg. Lubię to, że nic nie ma, mogę wtedy iść i medytować.

Paweł: Chcę zejść z tego doświadczenia podróży jako ucieczki i zastanowić się nad wątkiem kulturowym i literackim. Zauważmy, że jest to klasyczna figura doby romantyzmu. To jest klisza naszej wyobraźni. Zobaczmy, za pomocą jakich metafor opisujemy naszą podróż, sposób myślenia o naszej podróży. W dziewiętnastowiecznej literaturze bez problemu możemy znaleźć dokładnie to samo, o czym mówimy. Nie chcę deprecjonować indywidualnego doświadczenia podróży, bo to jest bardzo intymna rzecz. Jednak na poziomie klisz, zachowań, które zostały wbudowane w nas poprzez literaturę, socjalizację,  to jest powtórka.

Często mówi się, że dzięki podróżom można lepiej poznać siebie. Mówi się: “podróż w głąb siebie.” Pojawia się też hasło: “wyjście poza strefę komfortu” związane także z samopoznaniem, samorozwojem. Jak jest u was? Czy to doświadczenie podróży rozwija was?

Zdzich: Myślę, że każdy człowiek w skrajnych sytuacjach uczy się samego siebie, każde nowe doświadczenie sprawia, że uczysz się swojej reakcji, stosunku do innych ludzi. Wielokrotnie rozmawiałem z osobami, które utknęły gdzieś w górach, i miały taką sytuację, że śmierć im zaglądała w oczy. Tyle razy słyszałem, że nagle wszyscy ateiści stali się wierzący, że już zaczynali się modlić. To jest bardzo częsty schemat. Okazuje się, że w sytuacjach skrajnych potrafimy położyć na szalę wszystkie nasze przekonania i poglądy, i poszukujemy wtedy absolutu, bo tylko on może nas uratować. Myślę, że zdecydowanie w podróży poznajemy samego siebie, o ile rzeczywiście to przysłowiowe wyjście poza strefę komfortu nastąpi.

Dla każdego ta przysłowiowa strefa komfortu jest inna. Dziewczyny, wy też musiałyście się w takich sytuacjach odnaleźć, choćby jadąc przez pustynię.

Ula: Albo jadąc przez góry. Na pewno jest to wychodzenie poza swoją strefę komfortu i u mnie to się powtarza bardzo często, że jedziemy, jest zimno, pada deszcz, jedzie się na rowerze, nie ma się gdzie schować, nie ma co jeść, i nieuchronnie przychodzi taka myśl: co ja tu robię, po cholerę ja tu jestem, trzeba było siedzieć w domu.

Zuza: Takie pytanie, co ja robię, padło już w pierwszych dniach Rowerowego Jamboree. Faktycznie dla każdego ta granica jest inna.

Jagoda: Wydaje mi się, że my mamy czasem zbyt komfortowe życie i chcemy dać sobie w kość. Mogę powiedzieć, że 100% z nas tutaj oraz większość Polaków ma życie na wysokim poziomie komfortu.

Czy możemy to docenić dzięki podróżom?

Ula: Bycie w sytuacji, gdy jest mi zimno i mokro, pozwala docenić to, co mam, gdy wracam do tego swojego komfortu. A spotykam się z wieloma ludźmi, choćby znajomymi, którzy nie potrafią tego docenić, narzekają. Czasami wystarczy wyjechać i przynajmniej przez chwilę być głodnym i zmarzniętym, by — zdaję sobie sprawę w stopniu niewielkim — zrozumieć to, co przeżywają ludzie, którzy tego komfortu nie mają.

Również i Nowak odkrywał siebie, na przykład w czasie, gdy walczył z trudnościami. On też mówił o przekraczaniu granic.

Paweł: Odkrywanie siebie jest pewnym procesem tożsamościowym. Antropolodzy nazywają to konstruowaniem własnej biografii. Polega to na tym, że uczymy się o sobie mówić, i konstruujemy siebie jako turystę, siebie jako podróżnika, siebie jako kogoś, kto mógł coś przeżyć. Niewątpliwie daje nam to poczucie własnej wartości, poprawia nasz własny wizerunek we własnych oczach, a po drugie — jeżeli umiemy się przebić z tym konstruktem — kształtuje nasz status społeczny, to jak postrzegają nas inni.

Szczepan: Właśnie, zawsze się zastanawiam, dlaczego ludzie jeżdżą do Indii albo Nepalu odkrywać siebie? I czy ci wszyscy mieszkańcy tych miejsc w takim razie już się kompletnie odkryli? Czy też może oni też muszą gdzieś wyjechać?

A może Hindusi czy Nepalczycy też by coś w sobie odkryli przyjeżdżając do Polski?

Ula: Podobnie jest z Krzysztofem Kolumbem. Ja się wychowałam na tym, że Kolumb odkrył Amerykę, tak jakby nigdy przed nim nic tam nie było, a wystarczy zapytać Indian, oni mają na ten temat inne zdanie, dla nich to nie jest bohater.

Szczepan: Ja na przykład będąc w roli mikropodróżnika odnajduję te przygody w lokalnym środowisku, jak w przykładzie zdobywania Korony Warszawy. Szukamy tych przygód w egzotycznych miejscach, ale to co mamy pod nosem, deprecjonujemy.

Olga: Jest też motyw ludzi, którzy pracują w korporacjach, a potem rzucają to, wyprowadzają się na wieś i zaczynają produkować sery. Tu chodzi o postawienie się w innym kontekście. Ci, którzy nazywają siebie podróżnikami, będą się odkrywać w Indiach, a ci, którzy zostają ekofarmerami, będą się odkrywać na wsi pod Radomiem. A ktoś inny we własnym mieście idąc na wolontariat.

Czasami spotykamy jeszcze inną motywację, z którą mam spory problem: chęć niesienia pomocy. Pojadę gdzieś na dwa tygodnie i zmienię świat. Jakie są pułapki takiego myślenia? Czy wolonturystykę wymyśliliśmy po to, by nadać naszym podróżom sens?

Olga: Podobnie jak z tym odkrywaniem plam. Nie jest łatwo być dzisiaj odkrywcą, więc wiele osób, by nadać jakiś sens swojej podróży stwierdza, że będzie zbawiać świat, na przykład biedne dzieci w Gwadelupie. Ale w tym jest mnóstwo pułapek. Przede wszystkim rodzi się taki podział na nas — zbawicieli i resztę świata — która jest do zbawiania. Ludzie jadąc tam strasznie spłycają te problemy, a często nie znają się zupełnie na tym i mogą narobić mnóstwo szkód.

Paweł: W zdaniu: pojadę na koniec świata zbawiać świat są dwie motywacje. Pytanie, która jest ważniejsza. Czy to, że się pojedzie, czy to, że się zbawi świat? Bo to nie jest jednoznaczne. Żeby zbawić ten świat czasami nie trzeba nigdzie wyjeżdżać.

Olga: Jeśli ktoś ma taką potrzebę, by zbawić świat, to to, co można zrobić blisko, jest mniej spektakularne.

A może to jest też rodzaj władzy?

Ula: Zdecydowanie będzie to lepiej wyglądać na Facebooku, gdy fotografujemy się z dzieckiem z Afryki, niż gdy pójdziemy pomagać dzieciom sąsiadów z kamienicy.

Szczepan: Spójrzmy na udział WigRaka w Tour de Pologne. Myślę, że gdybyśmy w te 20 osób zamiast jechać, porządnie gdzieś przez ten czas popracowali, to przypuszczam, że zarobilibyśmy więcej niż te 40 tysięcy, które udało się zebrać. Ale zrobiliśmy to dla zabawy, dla jaj, a także dla kilku innych motywatorów, fejmu oczywiście, które nie są bez znaczenia. Nie zasłaniamy się tym, że cel charytatywny to główny motywator, ale zdaję sobie sprawę, że te pieniądze szybciej zebralibyśmy po prostu idąc w 20 osób z puszkami po Warszawie. A jednym z inspiratorów akcji Korony Warszawy była akcja polskich parlamentarzystów, którzy pojechali z wyprawą charytatywną na Kilimandżaro. Oni chcieli mieć kwiatek do kożucha. Chcieli wejść na Kilimandżaro, zebrać jakieś pieniądze, i zyskać fejm. Mieli parcie na szkło. A przecież nie trzeba wydać takiej kasy, by zrobić akcję charytatywną, w takim razie wejdźmy na Górkę Szczęśliwicką.

Olga: To jest też nadanie sensu. Ludzie bardzo potrzebują tego sensu.

Wyszukujemy sensy podróży może dlatego, że jesteśmy społeczeństwem na dorobku, dopiero od niedawna możemy jeździć? A ponieważ często po prostu nie mamy zbyt wielu pieniędzy na podróże, nie stać nas na drogie hotele, to w związku z tym dorabiamy sobie sens, że jeździmy niskobudżetowo?

Zdzich: Dobrym porównaniem są Niemcy, gdzie rynek jest wielki. My dopiero od niedawna mamy możliwość pojechania na koniec świata, tanie linie dolatują w kolejne miejsca. Ciągle mamy taką niezaspokojoną potrzebę. Widać, że te festiwale podróżnicze, slajdowiska, spotkania, wyrastają jak grzyby po deszczu. Jest popyt, więc pojawia się podaż. Ludzie coraz bardziej się tym interesują, powstają blogi, bo ktoś chce to czytać.

Co motywuje ludzi, którzy przychodzą do Południka Zero opowiadać o swoich podróżach?

Joanna: Te pokazy i motywacje są bardzo zróżnicowane. Niektórzy jeżdżą po prostu. Inni jadą do pracy i przy okazji coś oglądają. Jeszcze inni mają bardzo konkretną pasję i realizują ją. Tutaj dużą rolę odgrywa też moda. Wszyscy moi znajomi gdzieś jeżdżą, więc ja też. Obserwuję okresowe mody na kierunki. Na przykład kilka lat temu była straszna moda na Gruzję, teraz zaczęła się moda na Islandię. Podróżowanie generalnie jest modne.

Zdzich: Wizzair też znacząco kształtuje te mody.

Podróżujemy “bo można”?

Olga: By nasze życie było wyjątkowe w bardzo prosty sposób. A gdy to przestanie być modne, pojawi się coś nowego.

Zuza: Teraz jeszcze ciągle można powiedzieć: jestem podróżnikiem, jestem oryginalny. Ale to nieprawda, bo podróżować jest dzisiaj bardzo łatwo.

W takim razie, jaki jest tego sens?

Jagoda: W którymś momencie zdobywa się pewną świadomość, dlaczego jeździmy, jak się zachowujemy, i myślę, że ludzie dostrzegają te pozytywy. I przy okazji tego jeżdżenia dokonuje się wymiana międzykulturowa.

Dziękuję za rozmowę.

[Marzena Badziak]


Zdjęcie: Janek Piętek.

0 comments on “Nie każdy powód jest dobry?Add yours →

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *