Z czym jeździ Piotr – PKK#9

Z czym jeździ Piotr – PKK#9

piotr_strzezysz_makaron_w_sakwach-252x360Wydał jak dotąd dwie książki – Campa w sakwach, czyli rowerem na Dach Świata oraz Makaron w sakwach, czyli rowerem przez Andy i Kordyliery – obie dość ciekawe… On sam też jest dość ciekawym typem – Piotr Strzeżysz. Kolejne pytanie będzie dotyczyć właśnie jego, a do wygrania są powyższe książki przekazane przez Wydawnictwo Bezdroża.

Zagadki będą trzy – tak dla utrudnienia, bo oddajemy Wam w tej zagadce dwie książki. W dodatku są dość podchwytliwe i doceniać będziemy inwencję twórczą odpowiadających:

1. Co to ‚campa’ w tytule książki Piotra Strzeżysza?

2. Z czym jeździ Piotr rowerem i dlaczego?

3. Co robiłby Piotr Strzeżysz jeśli nie jeździłby rowerem?

Uwaga, na odpowiedzi czekamy jak zawsze w komentarzach tego wpisu. Ponieważ pytania nie są proste, zamierzamy udzielać podpowiedzi – prześlemy je newsletterem do naszych subskrybentów. Na odpowiedzi czekamy do soboty, 10/8/2013, do godziny 21:00 – Piotra będzie można spotkać oczywiście na Plenerze, zapraszamy więc do odpowiadania tym bardziej tych, którzy także wybierają się do Boruszyna – będzie można zdobyć jego wpis i autograf!

Serdecznie dziękujemy Wydawnictwu Bezdroża za przekazanie książek na nagrody!

Wydawnictwo Bezdroża

8 comments on “Z czym jeździ Piotr – PKK#9Add yours →

Comments are closed. You can not add new comments.

  1. 1. Co to ‘campa’ w tytule książki Piotra Strzeżysza?
    Odp. Mąka zmieszana z wodą lub herbatą mająca dodać sił

    2. Z czym jeździ Piotr rowerem i dlaczego?
    Odp. Z maskotkami uczepionymi przy kierownicy: Rafineria i Kermit

    3. Co robiłby Piotr Strzeżysz jeśli nie jeździłby rowerem?
    Odp. doczepiłby sobie skrzydła i został ptakiem

  2. do pytania 2 zapomniałem dodać, że swojego czasu była jeszcze Bicykleta 🙂

  3. 1. Campa to gruboziarnista mąka robiona z prażonego jęczmienia. Tybetański historyk Cering Szakja twierdzi zaś, że tylko jedzenie campy jest elementem łączącym wszystkich Tybetańczyków. I to łączącym od wielu stuleci. I campa w ten sposób urosła do roli symbolu narodowego na miarę polskiego Orła Białego. Mieszkańcy Lhasy i mieszkańcy najbardziej odległych od stolicy osad pasterskich mają na języku smak tej samej potrawy. Częstują nią także i cudzoziemców by w ten sposób poznali smak Tybetu. Tak więc „Campę w sakwach” potraktowałabym jako przenośnię, czyli może drobinki wspomnień z wyprawy do Tybetu, kwintesencję tego, co autor przeżył podczas pobytu tam.
    2. Podstawy:
    – rower
    – rafineria (maskotka)
    – namiot
    – sakwy
    – śpiwór i jedwabna wkładka do śpiwora
    – karimata, lub mata samopompująca
    – sprzęt fotograficzny
    – dokumenty (paszport, pieniądze, karty bankomatowe, kilka dodatkowych zdjęć) + xero dokumentów (szczególnie paszportu i biletów – jeśli nie są elektroniczne) w internecie na swoim adresie e-mailowym, żółta książeczka szczepień do krajów, gdzie jest wymagana.
    – mapa (choć coraz częściej rysuję je sobie sam na kartce papieru) i fragmenty przewodnika
    Sprzęt do gotowania:
    – palnik butanowy
    – kuchenka na „każde” paliwo
    – menażka i sztućce
    – duży nóż myśliwski
    – zapalniczka i zapałki
    – mały, bardzo lekki otwieracz do konserw
    – kubek
    – termos (500ml)
    Higiena:
    – papier toaletowy
    – dezodorant w sztyfcie 50ml
    – mydło
    – chusteczki higieniczne + chusteczki „mokre”
    – lekki, mały ręcznik szybkoschnący
    – krem UV, faktor 30 i więcej
    – pomadka do ust, krem do rąk i twarzy (50ml)
    Ubrania:
    – bielizna (trzy koszulki, dwie pary majtek, dwie-trzy pary skarpetek)
    – rękawiczki kolarskie bez palców, rękawiczki polarowe z palcami, grube, kewlarowe rękawice z membraną (na zimę)
    – spodenki krótkie (dwie pary, jedne z pampersem, jedne bez) i długie z pampersem
    – spodnie windstoperowe z membraną
    – bardzo lekkie spodnie polarowe
    – lekkie lniane spodnie
    – gruba bluza polarowa
    – lekka bluza polarowa z długim rękawem
    – lekka, jedwabna koszula z długim rękawem
    – kurtka windstoper i kurtka z membraną
    – dwie czapki z daszkiem – cienka i gruba, chustka na głowę, czapka ciepła kominiarka (na zimę), szalik, kominiarka windstoper
    – klapki „Kuboty” pod prysznic
    – lekkie buty na zmianę
    – buty z mocowaniem SPD
    Apteczka:
    – pigułki na rozwolnienie (nifuroksazyd i laremid)
    – plastry różnego rodzaju + woda utleniona
    – gaza i dwa bandaże elastyczny
    – pyralgina
    – tabletki na ból gardła
    – małe nożyczki
    – krople do oczu
    – wapno w tabletkach do rozpuszczenia
    Narzędzia i części rowerowe:
    – klucze imbusowe, klucz do ściągania kasety, „bacik” do kasety, szprychy z nyplami (sprawdzić długości szprych, rożne u obu kołach), skuwacz do łańcucha, mini kombinerki z możliwością cięcia metalowej linki, dodatkowe śrubki i nakrętki, linki hamulcowe, śrubokręt, klucze płaskie (6,7,8)
    – opona, którą można zwinąć
    – dwie dętki (z odpowiednimi zaworami – aby, uniknąć niespodzianki, sprawdzone wcześniej w domu przed wyjazdem)
    – zestaw do zalepiania dętek i odpowiednia ilość łatek
    – smar do łańcucha
    – działająca pompka do roweru (sprawdzić, czy nadaje się do zaworów naszych dętek!)
    – zapasowe klocki hamulcowe (do hamulców szczękowych)
    – plastykowe opaski zaciskowe i taśma zbrojeniowa
    – strzykawka z grubą igłą (do ściągania gumowych rączek z kierownicy – wstrzykuje się wodę pod gumę i schodzi idealnie)
    Rzeczy dodatkowe:
    – latarka „czołówka”
    – mały, bardzo lekki (300 gram) plecak na krótkie piesze wycieczki
    – zapasowe baterie małe paluszki
    – zapięcie do roweru i zapasowe kluczyki
    – mocny sznurek (np. do zawieszania bielizny po drodze)
    – zaciskane woreczki na jedzenie i gumki recepturki
    – gumki-pajączki do lepszego, pewniejszego mocowania bagażu
    – okulary przeciwsłoneczne
    – zapasowe okulary korekcyjne i xero recepty na okulary (mam wadę wzroku, nie używam soczewek kontaktowych)
    – mała moskitiera (jeśli jadę tam, gdzie będą komary)
    – spray na komary
    – bukłak na wodę (jeśli jadę w miejsca, gdzie będzie problem z zaopatrzeniem się w wodę)
    – tabletki z zestawem witamin (jeśli jadę na dłużej niż dwa tygodnie w miejsca odosobnione i wiem, że nie będę jadł wystarczająco dużo warzyw i owoców)
    – słodzik
    – dodatkowa portmonetka z przeterminowanymi kartami kredytowymi (do szybkiego oddania w razie napadu/rabunku – na razie nie używana w praktyce)
    – notebook i zapasowy dysk z danymi
    – zeszyt, długopis, ołówek
    – kamizelka odblaskowa
    – torebki segregujące do sakw
    – kilka worków foliowych na śmiecie
    – światło z tyłu
    – wszystkie potrzebne kable do urządzeń elektronicznych
    – wtyczka-przejściówka (np. do Anglii, USA)
    – MP3 z muzyką i audycjami do posłuchania
    – elektroniczny czytnik książek
    Dodatki zimowe:
    – dodatkowe rękawiczki (łapawice), dodatkowe dwie ciepłe koszulki, ciepłe skarpety, ochraniacze na kolana, rozgrzewające kompresy żelowe
    – botki puchowe do namiotu, kurtka i spodnie puchowe
    Rzeczy jeszcze bardziej dodatkowe:
    Z rzeczy, które niektórzy, być może, dołożyliby jeszcze do swojego ekwipunku, a nie znajdują się w spisie (z prozaicznej przyczyny – nie korzystam z nich podczas wyjazdów), wymieniłbym:
    – kask
    – telefon komórkowy
    – przyczepka rowerowa
    – coraz popularniejszy GPS
    – ubezpieczenie na wyjazd
    – rzeczy kobiece, typu tampony, podpaski, wkładki higieniczne ( o to go akurat nie podejrzewam ;))
    A dlaczego z tym jeździ? Bo akurat wszystko wydaje się przydatne 😉
    3. Doczepiłby sobie skrzydła i został ptakiem.
    Te wszystkie odpowiedzi są na bazie wieści z Internetu. Na razie czekam na newsletter, może on bardziej ukierunkuje mnie na właściwe tory myślenia 😉 Wtedy napiszę od nowa, o ile rozminęłam się z prawdą 🙂

  4. 1. „Campa” w tytule książki Piotra Strzeżysza to ciasto zagniatane z jęczmiennej mąki i herbaty (słonej, z masłem).

    2. Piotr jeździ rowerem z żabą Rafinerią. Dzięki temu zawsze ma z kim pogadać.

    3. Co robiłby Piotr Strzeżysz jeśli nie jeździłby rowerem? Może to co już robił wcześniej – pracowałby w bibliotece lub na budowie, opiekowałby się niepełnosprawnymi, uczył dzieci. A może podróżowałby po świecie w inny sposób, na przykład autostopem albo pieszo.

  5. 1. Co to ‘campa’ w tytule książki Piotra Strzeżysza?

    Campa, czyli Tsampa, to gruboziarnista mąka z prażonego jęczmienia, która stanowi podstawę żywienia Tybetańczyków. Najbardziej popularna głównie w centrum regionu tybetańskiego. Jest powszechnie dostępna, lekko strawna i latwo przyswajalna dla organizmu. Często wykorzystywana jest przez szerpów, koczowników, a także turystów, ponieważ nie wymaga gotowania: tak jak kuskus – wystarczy ją zalać wodą. Przyrządzana na wiele sposobów – można z niej zrobić placki lub przygotować potrawę na bazie słonej herbaty maślanej, wody lub piwa. Używana również w postaci owsianki. Wysokiej jakości tsampa uzyskiwana jest z najlepszego ziarna, które preparuje się w specjalny sposób, dzięki czemu jest ona nie tylko smaczna ale i pięknie pachnie. Najlepszą tsampę wystarczy połączyć z wodą i jeść bez żadnych dodatków. Ten sposób jedzenia nazywany jest chu-paag.
    Tybetańczycy są nawet określani mianem tsampa-eaters (zjadacze campy), a sama tsampa urasta do rangi symbolu narodowego – często reprezentuje tożsamość tybetańską w obliczu zagrożenia (chińskiego). Coś w stylu Orła Białego.
    Tsampę spożywa się również w Turkiestanie, gdzie jest on nazywana „talkhan”. W Biharze i niektórych częściach północnych Indii wytwarza się coś w rodzaju tsampy (czasami zmieszane z mielonym grochem) – „satthu”. W niektórych częściach północnych Chin, gdzie jada się tsampę nosi ona nazwę „tso-mien”. We wszystkich chińskich komunistycznych publikacjach, nawet tych, w języku angielskim, jęczmień określa się słowem tsampa (pinyin: qingke), a nie rodzimą nazwą „ney” lub „dru”.
    Kiedy mówi się o tsampie z szacunkiem nazywa się ją su-shib. Oczywiście Dalajlama ma bardzo szczególny rodzaj tsampy, przygotowywany specjalnie dla niego, nazywany jamin. Z drugiej strony gorsza tsampa zjadana przez biedniejszych ludzi nazywana jest kamsob lub tsam-sog. Mieszana jest ona czasami z mąką grochową (ten-tsam, ten-shi), która jest tańsza, choć sama w sobie bardzo aromatyczna.
    Ponieważ tsampa odgrywa tak ważną rolę w życiu Tybetańczyków, nie powinno dziwić istnienie związanych z nią urzędników zwanych „tsam-shipa” i „tsam-nyer”, odpowiedzialnych za zaopatrzenie, przechowywania i dystrybucję tsampy.
    Tsampa ma zastosowanie w rytuałach religijnych lepione są z niej ofiary dla bóstw – tsokand torma. Podczas ceremonii sangsol rzuca się w powietrze garści tsampy (tsam-tor). Tsampa jest także palona, a dym jest oferowany nie tylko bóstwom, ale w akcie miłosierdzia także i głodnym duchom – yidags. Ponieważ istoty te, zamieszkujące jedno z buddyjskich piekieł, żywią się zapachem, palenie tsampy (soor lub tsam-soor) jest jedynym sposobem ich nakarmienia.
    Tsampa pojawia się w wielu tybetańskich wyrażeniach i przysłowiach.
    Podstawowe potrawy:
    Napełnić miskę herbatą, dodać zjęczałe masło, poczekać aż się rozpuści, a następnie dodać garść tsampy. Wynieszać palcami na pastę i ugnieść bardzo delikatnie powstałe ciasto. Na tym etapie ciasta nie nazywa się już tsampą, lecz “paag”. Następnie paag dzieli się na małe kawałki, lub lepi z niego kulki. Takie małe kęsy noszą nazwę daga.
    Tsampe można też jeść na sucho – łyżką lub prosto z miski (tsang-gam). Wymaga to nie lada praktyki, ponieważ należy przy tym pamiętać, aby nie wciągnąć mąki do płuc. Podobno chińscy żołnierze notorycznie dławili i krztusili się tsampą.. ku uciesze Tybetańczyków.
    Tsampę można też wsypać do piwa i zjeść taką potrawę palcami. Nazywa się to kyo-mak da.
    Jest też i tsampa, którą uwielbiają dzieci – w postaci owsianki (cham-dur). Kawałek masła umieszczamy w misce, dodajemy tartego sera, i trochę cukru (najlepiej brązowego), dodajemy gorącej herbaty lub mleka, czekamy aż masło się stopi i mieszamy – całość powinna mieć konsystencję naszej owsianki.Dzieci w Tybecie lubią jeść również “popcorn” z ziarna jęczmienia (ney). Potrawa ta nazywana jest yod. Prażony jęczmień jest mielony w młynach zwanych chu-thag gdzie zamienia się w tsampę.
    Na kolację można zrobić pyszną zupę, lub bulion o nazwie tsam-tug, składającą się z tsampy, mięsa i warzyw.
    W starożytnym Tybecie tsampę serwowano na przyjęciach w dużych, przypominających ciastka blokach zwanych masen, towarzyszyły jej zazwyczaj kawałki gotowanej baraniny i rzodkiew. Tego typu przyjęcia nosiły nazwę sozi masen.
    Za panowania dynastii Tang, Tybetańczycy kciukiem wyciskali otwór w bloku tsampy i używali jej jako łyżki do nabierania gulaszu lub duszonych warzyw.
    Do mieszania i jedzenia tsampy używa się zazwyczaj dużych drewnianych misek lub gog-phor. Do tsampy można używać także misek do herbaty lub piwa zwanych jha-phor. Są one mniejsze i płytsze niż miski do tsampy; wewnątrz czasami pokryte są srebrem.
    Ważnym elementem posiłków opartych o tsampę są sol-ray lub chusteczki. Rozmiarem przypominają one nasze serwetki, czasami są od nich większe. Ważne jest, aby podczas przygotowania tsampy mieć je na kolanach, bo bez względu na to, jakie mamy doświadczenie w przyrządzaniu tej potrawy zawsze nam się trochę rozleje. W czasie podróży w serwetkę zawija się miskę, lub inne akcesoria. Można je także użyć do zawijania kawałków tsampy lub mięsa.
    Tybetańczycy, mogą różnić się strojem, mówić niezrozumiałymi dla siebie wzajemnie dialektami, ale to, co ich łączy, to jedzenie tsampy.

    2. Z czym jeździ Piotr rowerem i dlaczego?

    Sakwy to podstawa!!! Przede wszystkim dlatego, ze oba tytuły książek Strzeżysza do nich się odnoszą ;). Bez nich z pewnością nie byłoby tych dwóch książek – no bo jakie niby miałyby mieć tytuły? 😉
    Piotr zabiera ze sobą na wyprawy kilka niezbędnych rzeczy (zdroworozsądkowo), których pełną listę wymienia na swoim blogu, ale przede wszystkim zawsze towarzyszy mu Rafineria – mały, pluszowy łoś. To jego ukochana maskotka, z którą przemierzył kawał świata. Dołączył też do niej na pewien czas Kermit – mała, zielona żaba.

    3. Co robiłby Piotr Strzeżysz jeśli nie jeździłby rowerem

    ? Najpewniej doczepiłby sobie skrzydła i został ptakiem 🙂

  6. Wrzucam nową odpowiedź, po lekturze newslettera 🙂
    1. Campa to gruboziarnista mąka robiona z prażonego jęczmienia. Tybetański historyk Cering Szakja twierdzi zaś, że tylko jedzenie campy jest elementem łączącym wszystkich Tybetańczyków. I to łączącym od wielu stuleci. I campa w ten sposób urosła do roli symbolu narodowego na miarę polskiego Orła Białego. Mieszkańcy Lhasy i mieszkańcy najbardziej odległych od stolicy osad pasterskich mają na języku smak tej samej potrawy. Częstują nią także i cudzoziemców by w ten sposób poznali smak Tybetu. Tak więc „Campę w sakwach” potraktowałabym jako przenośnię, czyli może drobinki wspomnień z wyprawy do Tybetu, kwintesencję tego, co autor przeżył podczas pobytu tam. (Tu może moja nadinterpretacja i fantazja, ale tak to odbieram :))
    2. A tu wrzucam to, co Pan Piotr zabiera ze sobą. W nawiasach napisałam, dlaczego (moim zdaniem ;))
    Podstawy:
    – rower (To już kompletny mus, bo jakiż to rowerzysta bez roweru?!)
    – rafineria-maskotka (Nawet duzi chłopcy potrzebują przytulić się czasem do czegoś miękkiego, co daje poczucie bezpieczeństwa. )
    – namiot (Po to, by nie kapało na łepetynkę i wiatr nie przeszywał całego ciała.)
    – sakwy (Do schowania drobnych zdobyczy podróżniczych – kamyczków, stworzonek)
    – śpiwór i jedwabna wkładka do śpiwora (Na dobry sen, a wkładka, by czuć delikatny, aksamitny dotyk przy przewracaniu się z boku na bok.)
    – karimata, lub mata samopompująca (By kamyczki, patyczki i inne dary przyrody nie wbijały się w plecy, czy półdupki.)
    – sprzęt fotograficzny (Do uwiecznienia ciekawych miejsc i swej radosnej buzi po sukcesie)
    – dokumenty (paszport, pieniądze, karty bankomatowe, kilka dodatkowych zdjęć) + xero dokumentów (szczególnie paszportu i biletów – jeśli nie są elektroniczne) w internecie na swoim adresie e-mailowym, żółta książeczka szczepień do krajów, gdzie jest wymagana (By łatwo było go zidentyfikować, gdy nawet w nirwanie podróży zapomni kim jest.)
    – mapa (choć coraz częściej rysuje je sobie sam na kartce papieru) i fragmenty przewodnika (Po to, by nie zgubić się w zakamarkach tego świata.)
    Sprzęt do gotowania:
    – palnik butanowy (By móc zawsze zjeść coś na ciepło.)
    – kuchenka na „każde” paliwo (jak wyżej)
    – menażka i sztućce (By nie musieć jeść wszystkiego „łapami” i w powietrzu)
    – duży nóż myśliwski (Do obrony przed dzikimi bestiami i do krojenia tego, co powinno zostać pokrojone :))
    – zapalniczka i zapałki (Nie ma to jak wieczorne śpiewy przy ognisku. Po co bawić się z krzemieniem – mamy XXI wiek!)
    – mały, bardzo lekki otwieracz do konserw (Zębami raczej nie otworzy się konserwy – piwo jeszcze się da, na konserwy szkoda zdrowia.)
    – kubek (By nie pić z gwintu termosu – kultura musi być.)
    – termos (500ml) (By móc zawsze napić się cieplutkiej herbatki lub cappuccino.)
    Higiena:
    – papier toaletowy (Liść wszystko zniesie, ale nasz organizm niekoniecznie, zresztą te liście nie zawsze muszą być pod ręką. Bezpieczniej jest więc wziąć papier.)
    – dezodorant w sztyfcie 50ml (Nikt nie lubi chodzić w zapoconej i „pachnącej” koszulce cały dzień.)
    – mydło (Czasem umyć się trzeba…)
    – chusteczki higieniczne + chusteczki „mokre” (Te pierwsze to na alergiczne kichnięcia przy pyleniu roślin i na oczyszczanie nosa, gdy wpadnie tam mucha przy szybkiej jeździe rowerem. A te mokre, to by umyć ręce bez wody, a przy okazji pozbawić ich groźnych bakcyli.)
    – lekki, mały ręcznik szybkoschnący (Lekki, żeby nie mieć tak wielkiego bagażu, by jechał za nim tragarz, jak Szerpowie w Himalajach. Szybkoschnący, by nie zamoczyć wszystkiego w plecaku, by nie było ciężko i by po paru godzinach nie wycierać się mokrym i lodowatym.)
    – krem UV, faktor 30 i więcej (By po paru godzinach jazdy nie wyglądać jak pomidor, czy truskawka.)
    – pomadka do ust, krem do rąk i twarzy (50ml) (By nie zeszła skóra oraz by mieć całuśne usta i jędrne ciało.)
    Ubrania:
    – bielizna (trzy koszulki, dwie pary majtek, dwie-trzy pary skarpetek) (W stroju naturystycznym ciężko byłoby chyba przetrwać na rowerze, dlatego warto zabrać przynajmniej minimum ubrań.)
    – rękawiczki kolarskie bez palców, rękawiczki polarowe z palcami, grube, kewlarowe rękawice z membraną (na zimę) (By nie nabawić się reumatyzmu i nie otrzeć wnętrza dłoni)
    – spodenki krótkie (dwie pary, jedne z pampersem, jedne bez) i długie z pampersem (Trzeba być przygotowanym na każdą pogodę i na ewentualność braku Toi Toi’a na trasie.)
    – spodnie windstoperowe z membraną (By się nie przewietrzyć.)
    – bardzo lekkie spodnie polarowe (By nie zmarznąć.)
    – lekkie lniane spodnie (By się nie przegrzać.)
    – gruba bluza polarowa (By było ciepło i miękko.)
    – lekka bluza polarowa z długim rękawem (jak wyżej)
    – lekka, jedwabna koszula z długim rękawem (By zawsze wyglądać jak dżentelmen.)
    – kurtka windstoper i kurtka z membraną (By nie utopić się we własnych sosach, a jednocześnie mieć przewiew.)
    – dwie czapki z daszkiem – cienka i gruba, chustka na głowę, czapka ciepła kominiarka (na zimę), szalik, kominiarka windstoper (czapka, by ochronić głowę przed słońcem, a reszta, by było ciepło.)
    – klapki „Kuboty” pod prysznic (by nie złapać grzyba prysznicowego)
    – lekkie buty na zmianę (W mokrych można „złapać wilka” i dostać bąbli na nogach, dlatego lepiej mieć na zmianę.)
    – buty z mocowaniem SPD (By nogi nie zjechały z pedałów.)
    Apteczka:
    – pigułki na rozwolnienie (nifuroksazyd i laremid) (Na wyjazdach bardzo powszechna przypadłość.)
    – plastry różnego rodzaju + woda utleniona (Przy sporcie często robi się sobie różne ranki, zadrapania.)
    – gaza i dwa bandaże elastyczny (do różnych urazów)
    – pyralgina (na ból i gorączkę)
    – tabletki na ból gardła (Jak się jedzie szybko z otwartą buzią, to później ból gardła gotowy i trzeba coś zaradzić.)
    – małe nożyczki (Do przycięcia gazy i innych specyfików.)
    – krople do oczu (Do wypłukania ewentualnych much, kurzu i do nawilżenia.)
    – wapno w tabletkach do rozpuszczenia (Na alergie i przeziębienie.)
    Narzędzia i części rowerowe:
    – klucze imbusowe, klucz do ściągania kasety, „bacik” do kasety, szprychy z nyplami (sprawdzić długości szprych, rożne u obu kołach), skuwacz do łańcucha, mini kombinerki z możliwością cięcia metalowej linki, dodatkowe śrubki i nakrętki, linki hamulcowe, śrubokręt, klucze płaskie (6,7,8) (aby mieć taki mini-warsztat ze sobą i być przygotowanym na nieprzewidziane fanaberie swego roweru.)
    – opona, którą można zwinąć (Musi zajmować mało miejsca.)
    – dwie dętki (z odpowiednimi zaworami – aby, uniknąć niespodzianki, sprawdzone wcześniej w domu przed wyjazdem) (Złapanie gumy zdarza się nawet najlepszym.)
    – zestaw do zalepiania dętek i odpowiednia ilość łatek (Tych dziur może być sporo, jak w serze.)
    – smar do łańcucha (Czasem trzeba go naoliwić, by nie zgrzytał.)
    – działająca pompka do roweru (sprawdzić, czy nadaje się do zaworów naszych dętek!) (Na flaku za daleko się nie zajedzie.)
    – zapasowe klocki hamulcowe (do hamulców szczękowych) (Czasem dobrze jest wyhamować w porę.)
    – plastykowe opaski zaciskowe i taśma zbrojeniowa (Aby wszystko było dobrze pozapinane i nic się nie dyndało.)
    – strzykawka z grubą igłą (do ściągania gumowych rączek z kierownicy – wstrzykuje się wodę pod gumę i schodzi idealnie) (Praktyczna rzecz, by nie szarpać się z gumą na chama :))
    Rzeczy dodatkowe:
    – latarka „czołówka” (By nie zgubić się w otchłani ciemności.)
    – mały, bardzo lekki (300 gram) plecak na krótkie piesze wycieczki (By móc zabrać drobiazgi.)
    – zapasowe baterie małe paluszki (Czołówka bez baterii jest raczej bezużyteczna.)
    – zapięcie do roweru i zapasowe kluczyki (By nikt nam nie gwizdnął roweru, gdy oddalimy się za potrzebą.)
    – mocny sznurek (np. do zawieszania bielizny po drodze) (By móc powiesić pranie)
    – zaciskane woreczki na jedzenie i gumki recepturki (By nic się w drodze nie wysypało.)
    – gumki-pajączki do lepszego, pewniejszego mocowania bagażu (By nie zgubić bagażu po drodze.)
    – okulary przeciwsłoneczne (Ochrona przez muchami w oczach i słońcem.)
    – zapasowe okulary korekcyjne i xero recepty na okulary (ma wadę wzroku, nie używa soczewek kontaktowych) (By widzieć wszystko po drodze, gdy podstawowe okulary się zgubią.)
    – mała moskitiera (jeśli jedzie tam, gdzie będą komary) (By nie obudzić się w swędzących bąblach.)
    – spray na komary (Czasem ten psikacz działa i umila życie.)
    – bukłak na wodę (jeśli jedzie w miejsca, gdzie będzie problem z zaopatrzeniem się w wodę) (Woda to podstawa do przetrwania.)
    – tabletki z zestawem witamin (jeśli jedzie na dłużej niż dwa tygodnie w miejsca odosobnione i wie, że nie będzie jadł wystarczająco dużo warzyw i owoców) (Nikt nie lubi rozdwojonych końcówek włosów, czy łamiących się paznokci. Witaminy poprawiają też witalność.)
    – słodzik (Cukier nie jest zdrowy, dlatego lepiej skupić się na słodziku.)
    – dodatkowa portmonetka z przeterminowanymi kartami kredytowymi (do szybkiego oddania w razie napadu/rabunku – na razie nie używana w praktyce) (Trzeba przewidywać pojawienie się rozbójników i móc się uchronić przed stratą pieniędzy.)
    – notebook i zapasowy dysk z danymi (By móc zapisywać zdjęcia i relacje oraz ich nie utracić.)
    – zeszyt, długopis, ołówek (Do notowania przemyśleń, gdy nie ma notebooka pod ręką.)
    – kamizelka odblaskowa (By coś go nie rozmaśliło po drodze – chce być widoczny.)
    – torebki segregujące do sakw (By móc wszystko uporządkować – kamyczki do tej torebki, robaczki do innej.)
    – kilka worków foliowych na śmiecie (Bo trzeba być ekologicznym i swoje śmieci zabierać ze sobą.)
    – światło z tyłu (By ktoś nie wjechał w 4 litery.)
    – wszystkie potrzebne kable do urządzeń elektronicznych (Elektronika za długo nie podziała bez podładowania.)
    – wtyczka-przejściówka (np. do Anglii, USA) (Lepiej być przygotowanym na różne gniazdka.)
    – MP3 z muzyką i audycjami do posłuchania (Odrobina kultury nie zawadzi.)
    – elektroniczny czytnik książek (By nie taszczyć książek papierowych i móc czymś zająć sobie wolny czas.)
    Dodatki zimowe:
    – dodatkowe rękawiczki (łapawice), dodatkowe dwie ciepłe koszulki, ciepłe skarpety, ochraniacze na kolana, rozgrzewające kompresy żelowe (Zawsze powinno być ciepło, by się nie pochorować.)
    – botki puchowe do namiotu, kurtka i spodnie puchowe (By odizolować się od zimna.)
    Rzeczy jeszcze bardziej dodatkowe (ich Pan Piotr nie zabiera):
    Z rzeczy, które niektórzy, być może, dołożyliby jeszcze do swojego ekwipunku, a nie znajdują się w spisie (z prozaicznej przyczyny – Pan Piotr nie korzysta z nich podczas wyjazdów), wymieniłby:
    – kask (Kamyki lecące spod kół, ewentualny upadek)
    – telefon komórkowy (dla kontaktu z żoną, dziećmi, ogólnie z rodziną)
    – przyczepka rowerowa (Jak ktoś nie ma czytnika i zabiera górę książek.)
    – coraz popularniejszy GPS (Jak ktoś jest za leniwy do posługiwania się mapą i kompasem, albo zbyt wygodny.)
    – ubezpieczenie na wyjazd (W razie różnych wypadków.)
    – rzeczy kobiece, typu tampony, podpaski, wkładki higieniczne (A tu błąd, powinien je brać. Co będzie, jak natrafi na jakąś kobietę na trasie w potrzebie? Gdy kobieta płacze, dżentelmen powinien jej podsunąć pod nos chusteczkę, a jak ma „te dni”, to podpaskę. Kto wie, może jemu też by się przydała, gdyby chustek zabrakło.)
    3. Doczepiłby sobie skrzydła i został ptakiem.
    Pozdrawiam,
    Gosia G.

  7. 1. Campa to tybetańska potrawa, składająca się z mąki jęczmiennej wymieszanej z herbatą (oczywiście słoną i z dodatkiem masła).
    2. Piotr jeździ z maskotką: Rafineria jest ona uczepiona przy kierownicy – symbolizuje jego dziewczynę Alę 😉
    3. Piotr doczepiłby sobie skrzydła i został ptakiem 🙂

  8. Andrzej wygrywa, głównie za podanie wszystkich trzech maskotek zabieranych przez Piotra na wyprawy!
    Nie możemy jednak odmówić uznania Klementynce, która więcej niż wyczerpująco odpowiedziała na pytanie 2. – dlatego znów uznajemy jej starania godnymi nagrodzenia dodatkowo – otrzymujesz Turistika extreme. Diabelskie podróże rowerem 2001-2011, Ryszard de Teisseyre